wtorek, 19 lutego 2008

Inna strona opiekuńczej Szwecji

Kilka cytatów z ciekawego i dającego do myślenia tekstu z Dużego Formatu Gazety Wyborczej.

"W latach 90. w szwedzkim państwie opiekuńczym wieje chłodem i obojętnością. Kusi, by obarczyć neoliberalizm odpowiedzialnością za wszelkie nowe objawy znieczulicy społecznej. Byłoby to jednak oszukiwaniem samego siebie. Postępująca demoralizacja państwa opiekuńczego rodzi się z jego własnej podświadomości, jest owocem ideologicznych przyzwyczajeń."

"Jeśliby dla eksperymentu potraktować poważnie logikę argumentów państwa opiekuńczego, można łatwo zauważyć, że opiera się ona na szeregu błędnych założeń: że gdy ludzie mówią o godności człowieka, mają na myśli poczucie bezpieczeństwa, że cenią sobie to bezpieczeństwo ponad wszystko i że najbezpieczniejszy jest ten, kto nie może, a zatem nie musi sterować własnym losem. Dalej: realistyczny pogląd, że miłość często w zanadrzu kryje cierpienie, i zaskakujący wniosek, że dlatego właśnie nie jest warta swej ceny. Wiara, że można tak skonstruować machinę dobrobytu, by była bardziej ludzka niż suma człowieczeństwa poszczególnych funkcjonariuszy, byleby tylko przestrzegali zasad..."

"Równość i sprawiedliwość są istotnie warte zachodu, o ile dotyczą stosunków społecznych, to jest dziedzin, w których naprawdę pragniemy być równouprawnieni: prawa, stosunków zawodowych, dostępu do szkoły i szpitala. Okazało się jednak, że aparat państwa opiekuńczego ma obiektywne trudności z ustaleniem, gdzie kończy się sfera społeczna, a zaczyna osobista. Tak więc równość i sprawiedliwość znalazły swoich obrońców również w dziedzinie opieki.

Z uporem maniaka państwo i gmina kontynuują dzieło wymiaru sprawiedliwości i szerzą równość, także kiedy przychodzi zmieniać staruszkom pieluchy i gotować im kleik. Opiekunka społeczna i przedszkolanka są u nas przecież urzędniczkami i podlegają tym samym przepisom co sędzia czy szef policji. Lecz ta sama bezstronność i obiektywizm, które w sali sądowej chronią słabych, zastosowane bezmyślnie w szpitalu czy przedszkolu stają się zimnym szyderstwem. Marna to pociecha, że osoba, która nas podmywa, czyni to bezstronnie, jeśli wiemy, że będzie nas za chwilę pocieszać - sprawiedliwie."

"Państwo opiekuńcze bezustannie nas przekonuje, że branie na siebie osobistej odpowiedzialności to niebezpieczna i niedemokratyczna postawa. Odpowiedzialność to przecież też i władza. A u nas władza spoczywa w rękach demokratycznie wybranych organów i instytucji, jednostki nigdy nie mogą być równie demokratyczne. Nauczyliśmy się w końcu podejrzliwości wobec rozwagi i wyczucia jednostki i przyzwyczailiśmy się prosić o przepisy i jednoznaczne zasady postępowania. W tej chwili nawet wśród lekarzy słychać głosy, że lepiej by było, gdyby ktoś inny, najchętniej jakieś demokratycznie wybrane kolegium, przejął odpowiedzialność za odłączenie respiratora. Jeśli żywa jest jeszcze jakaś utopia, to chyba utopia niezmiennie czystego sumienia."

Brak komentarzy: