środa, 21 kwietnia 2010

Wpływ dopłat unijnych

.
Dwie opowieści:

I. "W pewnym mieście są 2 firmy (A i B), nawet mieszczą się koło siebie i robią w tej samej branży. Od kiedy pojawiły się możliwości na dofinansowanie pewnych inwestycji przez UE, firma A i B zaczyna się starać o takie dofinansowanie. Po 2 latach się udaje, ale tylko firmie A. Firma B, mimo, że starała się o te same maszyny, nie dostała takiej pomocy (dofinansowania ok. 50% kosztów). Co zadecydowało? Przypadek, kolejność zgłoszeń? Nieważne i tak nie wszyscy mogą to dostać.
Po kilku miesiącach okazało się, że firma A zyskuje przewagę nad firmą B, ma większe moce wytwórcze, przejmuje zamówienia od firmy B. Łoooot konkurencja (socjalistyczna, bo wspomagana sztucznie).
Firma B teraz już rozpaczliwie stara się o jakieś dofinansowanie, bo tylko w tym upatruje swojej szansy uratowania. Kolejne projekty odpadają. W końcu udaje się o takie dofinansowanie. Niestety okazuje się, że UE dała dofinansowanie, na maszyny, które były jej najmniej potrzebne. Bardziej ta prośba była napisana dla zasady i raczej z niewiarą, że się uda. Na zasadzie, byle by coś wyrwać od tej UE. Bardziej potrzebne maszyny nie zostały dofinansowane.
No więc firma B dostała te maszyny. UE dała te 50%, oni też 50% (na początku musieli wyłożyć 100% i płacić duże raty, do czasu dostania pomocy). Niby zysk, ale okazuje się, że te maszyny są wykorzystywane tylko w 10%! Realnie więc firma straciła, bo zapłaciła 50% za towar, który wykorzystuje w 10%, przepłaciła więc 5 razy!
To niestety dobiło ostatecznie firmę B, pracę straciło ponad 50 osób .... (w firmie A przybyło tylko około 5 miejsc).

Ktoś może powiedzieć, że to wina firmy B, że była tak "nieudolna". Ja się z tym całkowicie nie zgadzam.
Prześledźmy to:
1) firma A i B normalnie konkuruje - obie idą równo, walczą na zasadach rynkowych (o ile to w PL możliwe);
2) wkracza "pomocna dłoń" UE i arbitralnie daje pomoc jednej z firm - złamanie zasad konkurencji;
3) druga firma stara się o to samo, nie dostaje tego;
4) w akcie rozpaczy firma stara się o mniej przydatne rzeczy - o dziwo dostaje (co też jest błędem, arbitralne i niefachowe przyznawanie pomocy), strata naszej kasy, upadek firmy itd."

II. "Samorządy także mogą dostawać kasę z UE na różne projekty. Ktoś może powiedzieć, że to już lepiej wydana kasa, bo na nas wszystkich. Tylko prawda jest taka, że to ogromne pole do korupcji!
Jestem pewien, że w 80% gmin, powiatów jest cała masa korupcji z tego powodu.
Wyjaśniam mechanizm.
UE wymaga, by przy takich projektach (samorządowych czy prywatnych) około 10% z tej kasy, szło na tzw. promocję. Chodzi m.i. o zachwalanie UE, że to z jej kasy oraz propagowanie tego w mediach, słupach, przystankach, kupowaniu flag itp. pierdół.
Do kogo idzie ta kasa? Praktycznie w każdym samorządzie jest firma znajomego, rodziny (czasem odchodzą z samorządu i zakładają takie firmy), gdzie trafia 90% kasy do jednej firmy. Dostaje ją więc znajomy, robi niewiele, kasa gigantyczna za mała robotę, bo wyceniona może być dowolnie.
To też na faktach, bo znam kilka osób z firm, które starają się o takie zlecenia, a dostają je ludzie związani z urzędami. Nie muszę chyba mówić, że potem te osoby, część kasy oddają urzędnikom w ramach "podziękowań".
I tak to się kręci w 2500 gmin, 350 powiatach i setkach firm."

Jak autor cytowanych opowieści - jestem za UE, ale w wersji minimum, czyli bez barier celnych, bez podwójnego opodatkowania itd. Ale to wszystko jest możliwe bez systemu dopłat, ściągania dodatkowych pieniędzy od wszystkich obywateli Unii. To co teraz widzimy to nadmuchiwanie tej bańki unijnej (np. pomysł na finansowanie wczasów zagranicznych dla ubogich) chyba po to by nakraść ile wlezie zanim pęknie.

Źródło: pokazywarka.pl.

Brak komentarzy: